Krótka historia jak nie prowadzić negocjacji
Dziś dykteryjka z kategorii przydarzyło sie podczas negocjowania ugody.
Przychodzimy na spotkanie, przygotowani do merytorycznej dyskusji, spokojni, bo przecież celem jest zamknięcie tego tematu, który ciągnie sie za nami od dawna i trzeba to w końcu rozwiązać, ustaliliśmy sobie do jakiego poziomu możemy zejść i ruszamy, znacie to? No właśnie.
Załączamy kamerki, dzień dobry, dzień doby, ale dziś napadało śniegu, dawno tak nie było, może jest szansa na białe święta.. o tak, w końcu, dawno juz nie bylo świąt ze śniegiem i bałwanem za oknem podczas świątecznej kolacji..
Podłączają sie kolejni uczestnicy rozmów, po dłuższej chwili small talku reprezentant drugiej strony mówi: a co tu tak miło? Ja sie od kilku dni szykuje na walkę, a tu tak milusio?
Zaśmialismy sie wszyscy, i powoli przeszliśmy do wykładania swoich racji, aby w końcu osiągnąć konsensus. Na koniec spotkania ten pan od walki jeszcze raz, juz bardziej rozluźniony, skomentował, że nie spodziewał sie takiego obrotu spraw, bo zazwyczaj takie spotkania to przepychanka.
I często tak jest, ale nie musi. Rozmowy negocjacyjne nie muszą być walką, mogą być wymiana merytorycznych argumentów w spokojnej atmosferze. A czasem eskalacja stresu i emocji sięga zenitu. I wtedy najmniej uspokajające są slowa: proszą się tak nie denerwować... tym razem udalo sie tego uniknąć.
Jak to zwykle bywa, nikt nie osiągnął 100% swoich założeń, ale też nikt nie wyszedł z pustymi rękami.
Nie szykujmy sie na walke, szykujmy sie na znalezienie rozwiązania.
Tego i formalnych aspektów zarządzania umowami i roszczeniami uczę na moich autorskich kursach i szkoleniach. Zapraszam do zapoznania sie z ofertą na www.menthor.pl
Już wkrótce dostępne rowniez szkolenie z przygotowywania roszczeń.
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!